Za kulisami Demokratycznej Konwencji Narodowej panuje kontrolowany chaos. Oto, z czym mierzy się teraz zespół Harris-Walz. Nie zawsze jest pięknie. Kamala Harris może pokonać Donalda Trumpa jego własną bronią. Sam się podłożył i wszystko zepsuł.
„Ten facet musi odpocząć” Obecnie w Chicago panuje chaos. Nie na ulicach w wyniku licznych protestów lub demonstracji, ale w United Center, gdzie zespół Demokratycznej Konwencji Narodowej spędził ostatnie cztery tygodnie na przepisywaniu scenariusza i przygotowaniu nowej produkcji z innym kandydatem, innymi mówcami i innym przesłaniem. Podczas gdy narzędzia i technologia ewoluowały, praca pozostała taka sama: przekształcić wydarzenie, któremu brakuje dramatyzmu i napięcia — w końcu konwencja wybiera kandydata, który został już wybrany (na konwencji nastąpi formalna i publiczna nominacja — red.) — w fascynujący telewizyjny show, który przekazuje przesłanie, ekscytuje wyborców i, docelowo, zapewnia kandydatowi impuls, który poprowadzi go do zwycięstwa w dniu wyborów.
Zaganianie kotów W ostrym fluorescencyjnym oświetleniu pokoju gdzieś w trzewiach United Center siedzi teraz około tuzina autorów, którzy próbują ogarnąć od 125 do 150 przemówień, które zostaną wygłoszone w przyszłym tygodniu. Jeśli historia jest jakimkolwiek przewodnikiem, mają oni do czynienia z członkami Kongresu, którzy obiecują, że wyślą szkic, którego termin wysłania już dawno minał, senatorem, który przysięga, że może wygłosić przemówienie o długości 1800 słów w trzy minuty (nawet licytator na aukcji nie jest w stanie tego zrobić), gubernatorem, który uważa, że jego ulubiona kwestia jest o wiele ważniejsza niż temat, który kampania chce, aby poruszył. Kamala Harris siedzi na tykającej bombie. Mogą ją pogrążyć koledzy. „Nie damy rady wygrać z Trumpem”.
Uwaga, idzie gwiazda
Był czas, kiedy konwencje po prostu trzeba było zobaczyć. Lato było wypełnione powtórkami, a stacje przeznaczały cztery dni najlepszego czasu antenowego na dyskusje i komentarze. Dziś zespół produkcyjny musi przekonać media, aby poświęciły czas na konwencję, a podczas jej relacjonowania faktycznie pokazały przemówienia. Dlatego na tej konwencji każdego wieczoru będzie co najmniej jeden mówca przyciągający uwagę mediów: prezydent Joe Biden i Hillary Clinton w poniedziałek, prezydent Barack Obama we wtorek, prezydent Bill Clinton i gubernator Tim Walz w środę oraz wiceprezydent Kamala Harris w czwartek. Nawet jeśli to wielkie nazwiska, demokrata popierający demokratę nie przyciągnie uwagi.
Właśnie dlatego konwencje starają się eksponować mało prawdopodobnych zwolenników lub sojuszników i dlatego pojawiają się wyjątkowi goście — wśród nich republikanie popierający demokratów. Kto będzie nieoczekiwaną gwiazdą u demokratów w tym roku? Poczekamy, zobaczymy.
Tu nie chodzi o ciebie. Zaproszenie do wygłoszenia przemówienia na konwencji demokratów może być dla mówcy mniej zaszczytem, a bardziej pracą przy linii montażowej. Mówcom mówi się, co powinni powiedzieć, jak długo muszą to mówić, ile słów muszą wypowiedzieć i w jakim terminie muszą przesłać swoje przemówienie. Nawet jeśli zdecydują się na napisanie własnego przemówienia, przydzielany jest im członek zespołu ds. pisania przemówień, który sprawdza fakty i „przesłanie”, aby upewnić się, że jest ono zgodne z przesłaniem konwencji.
Jak wycisnąć z widzów łzy
Wideo zabiło radio, ale uratowało tzw. prawdziwych ludzi. Chodzi o mówców, którzy nie są urzędnikami, profesjonalnymi działaczami lub celebrytami. Na przykład rodzina, która zmaga się z opłaceniem rachunków medycznych, kierowcy ciężarówki, który nie może zapłacić za edukację swojego dziecka w college’u lub rodzinie wojskowej cierpiącej z powodu regularnych zmian miejsca stacjonowania i zamieszkania. Problem dla partii od dawna polegał na tym, że nikt na sali nie wiedział, kim są ci ludzie, którzy przyszli przemawiać.
Problem pojawia się, gdy mówca staje się niecierpliwy, a plakaty są w druku. W 2008 r. przemówienie gubernatora Montany Briana Schweitzera zawierało hasło: „Obama to zmiana, której potrzebujemy. McCain to więcej tego samego”. Każde zdanie zostało wydrukowane na osobnej planszy. Problem polegał na tym, że gubernatorowi nie podobało mu się hasło i był przekonany, że nie zadziała. Po kilku namowach ustąpił, a gdy wypowiedział te słowa ze sceny, plakaty uniosły się w górę, a tłum oszalał.
W przeciwieństwie do koncertu Taylor Swift, najlepsze miejsca nie trafiają do osób z największą ilością pieniędzy lub najszybciej klikającym „kup bilet” na sprzedającej je stronie. Miejsca na płycie i na dole są przeznaczone dla delegatów podzielonych według stanów. Z przodu i na środku znajdują się delegacje kandydata, Kalifornia i Minnesota, a inne kluczowe stany oddalają się od nich. Zwykle nie budzi to kontrowersji, ale jak donosi „The New York Times” największa koncentracja 30 niezaangażowanych delegatów, którzy protestują przeciwko stanowisku administracji Biden-Harris w sprawie Strefy Gazy, jest w Minnesocie, co daje im doskonałe miejsce do protestu.
Sztab jest na to przygotowany, będzie obserwował płytę i trybuny w poszukiwaniu „nieuczciwych” plakatów lub przejawów protestów. Gdy jakieś zostaną zidentyfikowane, ludzie w jaskrawych kamizelkach i słuchawkach mogą wezwać innych uczestników, by zasłonili „nieprzyjazne” gesty swoimi plakatami. Jeśli chodzi o nas, dziennikarzy POLITICO, my też będziemy obserwować. Nieco mniej niewyspani niż podczas poprzednich konwencji, ale nie mniej pod wrażeniem całej pracy włożonej w przygotowanie największego show w polityce.