Zaskakujące wydarzenia. Niewiadoma opowiada, co spotkało ją w osadzie olimpijskiej.

W niedzielę, jako pierwsza Polka w historii, Katarzyna Niewiadoma wygrała kobiece Tour de France. To oczywiście największy sukces w karierze naszej zawodniczki, która o końcowy triumf w tej prestiżowej imprezie walczyła do ostatnich metrów.

Na ostatnich trzech kilometrach strasznie mi krzyczeli przez radio do ucha, że muszę dać z siebie wszystko, ale nikt nie powiedział, że zdecydują sekundy. Nigdy w życiu nie cierpiałam tak, jak podczas tego podjazdu. Taylor (Phinney, partner Niewiadomej) mi później mówił, że biegł obok mnie na dwa kilometry przed metą i też krzyczał, ale nie byłam w stanie tego zarejestrować. Nie byłam w stanie ogarnąć niczego, co się działo wokół. Ból był taki okropny…

Najgorsze doświadczenie, jakie miałam w życiu na rowerze. Przejeżdżając linię mety, miałam wrażenie, że nie cierpię niczego. Nagle tyle ludzi zebrało się wokół mnie, a ja jedyne czego potrzebowałam, to tak naprawdę trochę oddechu i w końcu jakiejś przestrzeni. To było bardzo klaustrofobiczne doświadczenie, aż nagle mi powiedzieli, że wygrałam. No i euforia! W ciągu minuty przeszłam przez takie emocje, że to jest nie do zrozumienia.

Niewiadoma: Wioska olimpijska była bardzo chaotyczna

Radość Niewiadomej była wielka, ale jeszcze niedawno Polka była bardzo smutna. Wszystko przez igrzyska olimpijskie w Paryżu, gdzie zająła dopiero 8. miejsce w wyścigu ze startu wspólnego. Dla Niewiadomej były to już trzecie igrzyska olimpijskie. Dlaczego i tym razem nie udało się wywalczyć medalu?

Wierzyłam, że na tej trasie możemy pojechać po medal. Może przez to, że nie byłam wystarczająco z przodu na początku podjazdu, straciłam szansę? Zamiast walczyć o medale, zostało mi robić wszystko, żeby nawiązać jakikolwiek kontakt z czołową grupą. To była jedna z największych szans na medal, ale w tym jednym momencie uciekła.

Następne igrzyska w Los Angeles. Powiem tak: na pewno wiele doświadczenia wyciągnęłam z Paryża. Chociażby przez to, że byłam w wiosce. Na pewno już tego nie powtórzę. Nie chcę tam więcej mieszkać. Do Rio pojechałam jako 22-latka. Cieszyłam się z tego, że mogłam widzieć innych sportowców. Teraz, jako prawie 30-latka, wiem, jak wyglądają przygotowania do ważnych imprez.

A wioska jest mega chaotyczna, za dużo tego wszystkiego wokół. Myślę, że trochę mnie to wybiło z rytmu, doszło więcej stresu. Weź taki covid. Cały czas trenowałam sama albo z Taylorem, a w wiosce nagle mijasz tysiąc osób. Nikt nie nosi maseczek, nikt nie zwraca na nic uwagi…