Przeredagowana treść:
Nie tylko wyprzedziła ona Microsoft i Apple’a, by stać się najwyżej wycenianą spółką świata, ale też jej kapitalizacja przekroczyła wyceny wszystkich przedsiębiorstw notowanych na najważniejszych europejskich giełdach – brytyjskiej i francuskiej (niemiecka padła ofiarą już wcześniej).
Królowa pozostała na tronie jednak tylko dwa dni, oddając palmę pierwszeństwa już w czwartek, a do poniedziałkowego zamknięcia tracąc od szczytu około 16 proc., wszystko bez najmniejszego pretekstu.
Jak można się spodziewać, błyskawicznie wywołało to kolejną falę artykułów porównujących Nvidię do Cisco ze szczytów bańki internetowej, także dlatego, że przed korektą spółka Jensena Huanga wyznaczała nowe rekordy wykupienia, będąc handlowaną za mniej więcej dwukrotność swojej 200-sesyjnej średniej ceny.
Obecnie jesteśmy zalewani innymi porównaniami do 2000 r., niektórymi całkowicie bezsensownymi – co z tego, że po uwzględnieniu inflacji Nvidia jest wyceniana sześć razy wyżej niż wtedy Intel, a cztery razy wyżej niż ówczesny Microsoft, skoro inflacja jest bezsensownym narzędziem, by odnosić do siebie wyceny spółek w różnych punktach czasu?
Czytaj więcej
Ten rynek zacznie rosnąć, bo perspektywy wykorzystania sztucznej inteligencji są – a przynajmniej dzisiaj inwestorzy na to w ten sposób patrzą – praktycznie nieograniczone – mówi Jarosław Jamka, zarządzający strategiami w Niezależnym Domu Maklerskim.
Odnosząc się do tytułowego pytania, odpowiem – wątpię. Wyceny spółek rosnących w tak szybkim tempie mogą się drastycznie różnić w zależności od przyjętej metodologii i założeń, ale chociaż uważam, że po poniedziałkowym zamknięciu Nvidia wciąż jest przewartościowana o dobre 20–30 proc., niekoniecznie jest to więcej niż premia na trwającym w wynikowej stagnacji i kwotowanym na poziomie 32-krotności wyprzedzającym zysk Apple.
Nie spodziewam się, by bańka sztucznej inteligencji miała dobiegać końca, choć oczekuję, że III kw. przyniesie dość wyraźną korektę. Nie sądzę, by miała ona być silnie pogłębiona już teraz – od początku II kw. pisałem, że z uwagi na wygaśnięcie popytu z buybacków II połowa czerwca może być słabsza niż poprzedzające ją półtora miesiąca, z kolei lipiec (szczególnie jego pierwsze dwa–trzy tygodnie) są statystycznie świetnym okresem dla amerykańskiego rynku akcji.
Nasz scenariusz bazowy zakłada, że przed właściwym ruchem w dół S&P 500 wyznaczy kolejne szczyty. Symptomatyczna może być tu sesja poniedziałkowa, podczas której Nvidia traciła niemal 7 proc., a rosło ponad 350 spółek ze S&P 500 – na razie nie widać, żebyśmy mieli do czynienia z czymkolwiek więcej niż realizacją zysków i lekką rotacją w stronę słabszych ostatnio aktywów.
Przywołajmy jeszcze raz analogię do Apple’a. Gdy w 2012 r. założyło ono koronę najcenniejszej spółki świata jako król rynku smartfonów, oddało ją ponad dekadę później, gdy rynek zelektryzowała kolejna nowa technologia. Nie inaczej może być tym razem, nawet jeżeli właściwe (długoterminowe) panowanie nowej królowej jeszcze trochę się opóźni.