Kasia Mateja urodziła się 15 czerwca 1985 roku w wielodzietnej rodzinie mieszkającej w Kiełpinie, niewielkiej wsi na Kaszubach.
W styczniu 1986 roku dziewczynka zaczęła gorączkować, a na jej ciele pojawiła się wysypka. Po kilku dniach, 24 stycznia, jej matka Elżbieta Mateja zadzwoniła na pogotowie. W efekcie siedmiomiesięczna wówczas Kasia została przyjęta na oddział dziecięcy szpitala w Kartuzach z rozpoznaniem zapalenia gardła i płuc na tle alergicznym.
„Mam wciąż przed oczami ten obraz, jak pielęgniarka zabierała Kasię w za du�ych śpioszkach. Wtedy widziałam ją ostatni raz. W tamtych czasach nie było wizyt na oddziale dziecięcym. O stanie zdrowia dziecka można było się dowiadywać tylko telefonicznie” -.
Porwanie siedmiomiesięcznej Kasi Matei. Wszystko mogło zająć nie więcej niż 40 sekund 28 stycznia ojciec Kasi, Marian Mateja, miał odebrać dziewczynkę ze szpitala. Jednak gdy przygotowywał się do wyjścia na pociąg, pod dom rodziny podjechała milicja.
„W dziwny sposób wypytywano nas, czy wszyscy są w domu. Byliśmy najpierw zdziwieni, potem przerażeni. Nie wierzyliśmy, że dziecko mogło zniknąć tak sobie, jak przedmiot. Przeżyliśmy szok” – wspominał pan Marian.
Zgodnie z ustaleniami milicji siedmiomiesięczna Kasia zniknęła z sali szpitalnej w nocy z 27 na 28 stycznia między godziną 2 a 5 nad ranem. Zorientowali się, że dziecka nie ma w łóżeczku dopiero podczas porannego obchodu.
Sprawę nagłośniono w prasie, radiu i telewizji. Milicja zaczęła mnożyć hipotezy.
Sam personel zapewniał jednak, że był zajęty pracą biurową. Na początku podejrzenia padły na rodzinę Kasi.
Na samym początku podejrzenia padły na ojca Kasi. – Przeżywaliśmy horror, a milicja podejrzewała nas. Zamiast szukać, obstawić granice, robiono rewizje u nas. Podejrzewano nas o wszystko: porwaliśmy, zabiliśmy, sprzedaliśmy za granicę – relacjonowała pani Elżbieta w rozmowie z.
Wkrótce Komendant Wojewódzki powołał specjalny zespół, który miał zająć się porwaniem Kasi. Podjęto również współpracę ze Strażą Graniczną, aby zapobiec wywozowi dziecka z kraju.
Mimo nalegań rodziny milicja nie podjęła jednak poszukiwań na dnie zbiornika. Decyzję tłumaczyła brakiem odpowiednich funduszy.
Ostatecznie milicja pozostała przy hipotezie, zgodnie z którą Kasia została uprowadzona przez rodzinę, która nie mogła mieć dziecka lub osobę chcącą sprzedać niemowlę. Śledztwo zostało umorzone 30 czerwca 1986 roku, ale rodzina nigdy nie przestała wierzyć, że Kasia się odnajdzie.
„Mimo że upłynęło już tyle lat od tej tragedii, o Kasi wciąż myślimy i łudzimy się, że kiedyś ją zobaczymy. Myślę o niej w dniu jej urodzin, jej zaginięcia, w czasie świąt. Żebym tylko wiedziała, że żyje, że ma się dobrze. Tak bardzo chcielibyśmy ją zobaczyć” – mówiła pani Elżbieta.
Portale pomagające w poszukiwaniach zaginionych członków rodziny regularnie wracają do sprawy i starają się ją nagłaśniać. Kasia Mateja jako dziecko miała niebieskie oczy i ciemne włosy. W wieku niemowlęcym na jej ciele znajdowały się trzy znaki szczególne: dwa szare znamię na lewym udzie i prawej piersi oraz dziurka w uchu, „jak od kolczyka”.