Zespół astronomów z Uniwersytetu Kalifornijskiego odkrył odległy układ planetarny, który składa się z planety wielkości naszego globu. Planeta ta krąży wokół białego karła, który pozostał po gwiazdzie, która niegdyś zaświecała na niebie.
Planeta znajduje się na orbicie dwa razy większej niż odległość od Słońca do Ziemi, co może być wskazówką dotyczącą przyszłości naszej planety. Naukowcy sugerują, że w dalekiej przyszłości Ziemia również stanie się planetą karłowatą podobną do swojego aktualnego opiekuna.
Proces transformacji Słońca w czerwonego olbrzyma jest nieunikniony i według astronomów może rozpocząć się za około pięć miliardów lat, kiedy to Słońce zacznie tracić masę i powiększać swoje rozmiary, pochłaniając Merkurego i Wenus, a następnie także Ziemię.
Dla naszej planety oznaczałoby to przesunięcie jej orbity na dystans dwukrotnie większy od obecnej odległości od Słońca. Po przekształceniu w czerwonego karła, Słońce stopniowo zmieni się w białego karła – niewielką, ale bardzo gęstą pozostałość po spalonej dawnej gwiazdzie.
Keming Zhang z Uniwersytetu Kalifornijskiego zwraca uwagę, że los Ziemi po tej transformacji nie jest jeszcze przesądzony, co oznacza, że istnieje ryzyko ruiny naszej planety podczas ewolucji gwiazdy.
Alternatywnym scenariuszem dla Ziemi może być migracja ludzkości na księżyce gazowych gigantów, takich jak np. Tytania czy Europa. Tam woda, obecnie zamarznięta, mogłaby się roztopić, tworząc podstawy do ewentualnego nowego życia.
Przemieszczenie się ludzkości na takie „oceaniczne planety” mogłoby być kluczowym elementem przetrwania gatunku w obliczu zmian zachodzących w Układzie Słonecznym. Strefa zamieszkiwalna wokół Słońca nie zniknie, a jedynie zmieni swoje położenie na zewnętrzne księżyce gazowych planet.