Czy Polska powinna przyjąć euro, czy lepiej pozostać przy własnej walucie? Korzyści i wady obu opcji

W debacie zorganizowanej na Forum finansów Bankier.pl poruszono temat przyjęcia przez Polskę wspólnej europejskiej waluty. Padły stwierdzenia, że przedsiębiorcy już de facto są w strefie euro, ale czują się oszukiwani przez finansistów. Teoretyczne rozważania zderzono z praktyką, pokazując, że teoretycznie oddzielna waluta powinna być w Warszawie, dużych miastach i reszcie kraju. Paneliści szukali odpowiedzi na pytanie czyim projektem jest euro i czy na pewno tylko niemieckim?

Czy Euro to jest projekt polityczny, wokół którego ma być ośród procesów integracyjnych w Unii Europejskiej, czy też czysto ekonomiczny, gdzie liczą się po tylko i wyłącznie pieniądze oraz biznes? – rozpoczął debatę pt. „100-letni złoty vs euro”, Tomasz Prusek, prezes Fundacji Przyjazny Kraj, publicysta ekonomiczny i pisarz z 30-letnim doświadczeniem rynkowym. Panelistami debaty byli: dr Marek Dietl, SGH, doradca ekonomiczny Prezydenta RP, b. prezes GPW, prof. Konrad Raczkowski, dyrektor Centrum Gospodarki Światowej UKSW, b. wiceminister finansów, prof. Marian Noga, Uniwersytet WSB Merito Wrocław. dr Krzysztof Biegun, Uniwersytet Ekonomiczny.

„Dla mnie jest to projekt ekonomiczny, chociaż nie wszyscy tak uważają. Pozwólcie Państwo, że obrazowo to przedstawię. Jeżeli przedsiębiorstwo w Polsce, produkuje produkty, które są sprzedawane do Niemiec, do Francji, zagranicę, no to dzisiaj jest tak, że rano szef patrzy na kurs złotego do euro i mówi do pracowników: ‘nie opłaca się, idźcie do domu’. Do wieczora się złoty osłabił, bo ktoś jakieś głupoty naopowiadał w Sejmie i szef tego przedsiębiorstwa o 19:00 dzwoni do swoich pracowników i mówi: ‘Słuchajcie przyjdźcie teraz do roboty, bo już nam się opłaca”- rozpoczął prof. Marian Noga

„Ja przepraszam za ten przykład, ale pyta mnie pan, jaki to jest projekt? To ja panu odpowiedziałem. Dla mnie jest to projekt ekonomiczny. Zrobiono z niego projekt polityczny i otumaniono polskie społeczeństwo” – dodał. „Nie wiem” – odpowiedział z kolei dr Marek Dietl. „Jeśli to jest projekt ekonomiczny, to nie za bardzo odpowiada temu, co ekonomiści postulowali o optymalnym obszarze walutowym. Robert Mundell, który za to dostał nagrodę Nobla, opowiadał o tym, że optymalny obszar walutowy musi mieć koordynację fiskalną. Więc jeśli euro jest projektem ekonomicznym, to zrobili go ludzie, którzy nie rozumieją ekonomii” – podsumował Dietl. „To jest dwa w jednym, taki kombajn, tylko zależy dla kogo. Nie wszystkim państwom ten projekt służy” – powiedział prof. Konrad Raczkowski. „W moim przekonaniu i opierając się na danych ekonomicznych ta waluta najbardziej służy gospodarce niemieckiej z racji tego, że ta gospodarka jest duża” – dodał.

Prowadzący debatę Tomasz Prusek zauważył, że gdybyśmy euro traktowali tylko kategoriach ekonomicznych to Grecja, która była bankrutem, powinna upaść. „Najwięcej ma tutaj za uszami Francja. Paradoksalnie nie Grecja, która owszem żyła na koszt innych” – odpowiedział prof. Konrad Raczkowski.

Przypomniał przy tym, że grecki minister finansów przyznał się, że fałszowała księgi rachunkowe i sprawozdania przesyłane do Komisji Europejskiej. Gospodarka francuska stoi jednak na zupełnie innych korzeniach i tam uważa się, że każdy błąd będzie wybaczony, ponieważ jest tak zwany wspólny gwarant. Ten gwarant to Europejski Bank Centralny, a tak naprawdę Niemcy, które zawsze dosypią pieniądzy, jak będzie ich brakowało” – zauważył Raczkowski.

„De facto trzy główne teorie ekonomiczne przeczą wspólnej walucie. Jest dostosowanie pod względem siły roboczej, przepływu kapitału. Niemamy w strefie natomiast wspólnej polityki fiskalnej, nie mamy wspólnej polityki gospodarczej. Ale co najbardziej istotne, nie ma w niej wspólnych cykli koniunkturalnych, a gospodarki są na innym etapie rozwoju”- dodał.

Prof. Marian Noga wrzucił do dyskusji przykład Stanów Zjednoczonych, czyli państwo o ustroju federacyjnym, gdzie 50 stanów jest na różnym etapie rozwoju gospodarczego, ma swoje bardzo autonomiczne prawa, ale ma jedną walutę. „Oczywiście przeciwnicy euro o tym wolą zapomnieć, że nie ma takiego państwa jak Stany Zjednoczone” – podsumował prof. Noga.

  • Dodał też, że tak samo jako euro można nazwać projekt niemieckim, tak samo projektem francuskim, bo obok 2% celu inflacyjnego EBC jako elementu wspólnej polityki pieniężnej jest też cel szerokiego pasma pieniądza M3, które nie może rosnąć rocznie szybciej niż 4,5%. To efekt pogodzenia koncepcji francuskiej z niemiecką, przypomniał prof. Noga.

„Od początku euro było projektem politycznym i projektem ekonomicznym. Jeżeli chodzi o to, czy euro było sukcesem politycznym, odpowiadam: absolutnie tak” – zaczął swój wywód dr Krzysztof Biegun z Uniwersytetu Ekonomicznego.

  • Na potwierdzenie swojej tezy powiedział, że żaden z krajów nie tylko nie wyszedł ze strefy euro, ale nawet w żadnym z nich nie ma znaczącej siły politycznej, która postulowała by wyjście ze strefy euro. „U nas publicystycznie jest taka moda, żeby powtarzać, że Grekom się nie opłaca euro. Tylko że przecież Grecy mają swoje instytucje badawcze, mają swoje uniwersytety, swój bank centralny, wreszcie mają całą masę wspaniałych ekonomistów I oni nie doszli do takiego wniosku, to jakim cudem my z zewnątrz wiemy więcej niż Grecy na temat tego, czy Grecji się opłacało?” – pytał retorycznie dr Biegun.

„Druga rzecz to odpowiedź czy euro jest sukcesem gospodarczym? Gospodarka jest sumą interesów o sumie zerowej. I na przykład w Polsce wprowadzenie euro bardzo nie opłacałoby się bankom, bo każde obniżenie stóp procentowych o jeden punkt procentowy powoduje, że banki tracą dziesiątki miliardów złotych marży z odsetkowej. W związku z tym od razu już widzimy, komu się wprowadzenie euro bardzo by opłacało. Wszystkim, którzy z rożnych powodów finansują się długiem, chociażby kredytem hipotecznym. Nie byłoby problemów frankowych, nie byłoby problemu z kredytem 0% i tak dalej” – kontynuował dr Biegun.

„Unia Europejska nie spełnia kryteriów zsynchronizowanych gospodarek, brak jest koordynacji fiskalnej i tak dalej. Bardzo mi się podobało stwierdzenie, że Grecja nie wychodzi ze strefy euro. No, ale jak spojrzymy jakie jest zadłużenie Grecji, no to jest to po prostu niemożliwe teraz. Więc to nie jest tak, że ktoś nie chce, tylko już nie może wyjść ze strefy euro” – wtrącił dr Marek Dietl

„Ja uważam, że gospodarka to może być gra o sumie dodatniej, jeśli gospodarka się rozwija i jest sporo krajów, którym euro się nie opłacało. I nie chodzi tylko o grę interesów” – dodał.

„Zacznijmy od wejście do przedsionka euro, czyli do ERM II (mechanizm wzajemnej stabilizacji walut krajów członkowskich Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej, przyp. red.) W żadnym dokumencie unijnym nie żąda się spełnienia wszystkich kryteriów. Można przebywać tam (ERM II) dwa lata, a gdyby trzeba było nawet dłużej” – powiedział prof. Noga.

„Mamy taki jeden kraj w Europie, nazywa się Bułgaria, który dawno zapowiedział, że wejdzie do strefy euro. Moim zdaniem to jest kraj, który nie ma euro, a jest w euro, dlatego, że od 2007 roku mają sztywny kurs do 5 miejsca po przecinku do euro. Jaki to masens? Mam taką tablicę jak są oprocentowane kredyty hipoteczne w poszczególnych krajach będących w strefie euro i poza nią. Polska jest na czerwono, na samym końcu. I jeden kraj Bułgaria, który nie jest w strefie euro, a ma oprocentowanie 2,5 proc. My mamy 7,91 proc.” – dodał.

„W oprocentowaniu kredytów czy szerzej w stopach procentowych powinna być odzwierciedlona sytuacja gospodarcza. Z tego co wiem, WIBOR 12-miesięczny jest na poziomie 2,7%, więc jeśli kredyt jest poniżej tego wpływ mogą mieć uwarunkowania rynkowe, regulacyjne i tak dalej. Więc to nie jest po prostu dobra stopa do porównywania” – ripostował dr Marek Dietl.

Zapytany o sztywne powiązanie kursem złotego i euro odpowiedział, że „To efektywnie outsourcowanie polityki monetarnej, wciąż niedobranej do naszej sytuacji. Pieniądz to młotek, stopy procentowe to jego cena.

„Jesteśmy w fazie rozwoju gospodarczego i sytuacji geopolitycznej, że mamy bardzo wiele wydatków. Mówię na przykład w wydatkach militarnych, które są finansowane w całości kredytem w walutach obcych. Mamy olbrzymie wydatki socjalne, wydatki chociażby związane z rozwojem infrastrukturalnym Polski, bo energetyka atomowa, w ogóle sieć energetyczna, która jest jeszcze większym wyzwaniem, bo energia atomowa podpięta do takiej sieci, jaką my w tej chwili mamy, to będzie raczej zagrożenie niż szansa. Zmierzam do tego, że my potrzebujemy szybko bardzo dużo kapitału. I teraz czy łatwiej zdobędziemy ten kapitał mając złotego, czy mając euro?” – powiedział dr Biegun.

Prowadzący Tomasz Prusek przypomniał, że Grecja w latach 90. na początku pożyczała w drachmach na 20%. Kiedy dostała się do tej wielkiej skarbonki euro, nagle mogła pożyczać na 5%-6%. Zaczęli pożyczać w takim tempie, że w ciągu kilku lat doszło do kryzysu greckiego, potroili relację długu do PKB. Czy to naprawdę jest tak, że chcąc mieć ten tańszy kredyt, ale jednocześnie mieć ogromne potrzeby pożyczkowe? Czy to jest dobry argument za tym, żeby do strefy euro przystąpić?

„Pieniądz to jest narzędzie jak np. młotek. Stopa procentowa jest ceną pieniądza, tak jak cena młotka. W związku z tym, jeżeli młotki staną się znacznie tańsze od jutra ja sobie kupię tani młotek i zamiast zbudować dzieciom dom na drzewie, rozwalę sobie trzy palce to jest wina moja czy taniego młotka? Jeżeli Grecy tani k