W ostatnich dniach oczy całego świata zwrócone są na Gruzję. Sobotnie (26 października) wybory parlamentarne odbyły się w cieniu licznych incydentów w komisjach. Lokalne media i obserwatorzy mówili o przypadkach dosypywania głosów do urn, utrudniania pracy dziennikarzom, a nawet napaści na przedstawicieli prozachodnich ugrupowań.
W dniu głosowania media obiegły nagrania grupy mężczyzn z flagami rządzącej partii Gruzińskie Marzenie, próbujących siłą wedrzeć się do siedziby opozycyjnej formacji Jedność – Ruch Narodowy.
Gdy lokale wyborcze zostały zamknięte, a w mediach przedstawiono wyniki exit poll, opozycja zaczęła świętować. Dwa niezależne sondaże wskazywały bowiem na wyraźną przewagę partii odpowiadających się za integracją z Unią Europejską. Inny obraz przedstawiały jednak prognozy przygotowane przez państwowe media. To właśnie one okazały się bliższe wyników opublikowanych ostatecznie przez Centralną Komisję Wyborczą Gruzji.
Zgodnie z nimi Gruzińskie Marzenie uzyskało 53,94 proc. głosów, co zapewnia mu 89 miejsc w 150-osobowym parlamencie. Na dalszych miejscach znalazły się cztery formacje tworzące blok antyrządowy, które uzyskały łączny wynik 37,78 proc. Gwarantuje on im 61 mandatów.
Na początku ludzie byli zszokowani wynikami podanymi przez CKW. Przez pierwsze półtora dnia panował dziwny spokój, a ludzie próbowali zrozumieć, co się właściwie wydarzyło. Niewiele później grupa działaczy ujawniła domniemaną „karuzelę”, która mogła zostać wykorzystana przez partię rządzącą do uzyskania około 10 proc. dodatkowych głosów. Być może nawet więcej – mówi Gazeta.pl Mariam Nikuradze, gruzińska dziennikarka i współzałożycielka portalu informacyjnego OC Media.
Jak podaje portal , wspomniana „karuzela”, która miała pomóc partii rządzącej w zapewnieniu sobie wyborczego zwycięstwa, opiera się na osobach oddających wiele głosów przy wykorzystaniu różnych dokumentów tożsamości.
Jakiś czas przed wyborami zaczęli pod rozmaitymi pretekstami konfiskować dowody osobiste ludziom wykluczonym społecznie, rodzinom więźniów. Zostały one później wykorzystane w wyborach – opowiadała mediom prezydentka Gruzji Salome Zurabiszwili.
Międzynarodowi obserwatorzy zaniepokojeni przebiegiem wyborów
„Klimat nienawiści i zastraszenia”
Proeuropejscy politycy są przekonani, że wybory nie były sprawiedliwe i doszło do oszustwa. Ostateczne wyniki nie zostały uznane przez formacje opozycyjne i prezydentkę Zurabiszwili.
Wątpliwości dotyczące przebiegu głosowania wyrazili również międzynarodowi obserwatorzy. Delegacja Parlamentu Europejskiego mówiła o „klimacie nienawiści i zastraszenia”.
- Dotarły do nas doniesienia o wykorzystaniu zasobów publicznych i kompetencji administracyjnych na korzyść partii rządzącej. Na urzędników wywierana była presja, aby uczestniczyli w kampaniach wyborczych i odpowiednio głosowali – opowiadał przedstawiciel delegacji Antonio López-Isturiz White, cytowany przez portal .
- „Choć obserwatorzy zgodzili się, że same wybory były ogólnie dobrze zorganizowane i prowadzone, dotarły do nas doniesienia o nieprawidłowościach i sporadycznych aktach przemocy. Międzynarodowi obserwatorzy nie uznali głosowania za wolne i uczciwe” – zaznaczył natomiast w sekretarz stanu Antony Blinken.
Zar
ówno Unia Europejska, jak i Stany Zjednoczone wzywają do dokładnego zbadania wszystkich zgłoszonych przypadków naruszeń.
„W Gruzji czuć niepokój względem tego, co stanie się dalej. Pojawiła się duża fala protestów i niezadowolenia po tym, jak ingerencja ze strony rządu stała się jasna. Po przeanalizowaniu wszystkich danych i relacji obserwatorów istnieje wiele dowodów na to, że wpływ na wynik był naprawdę duży. Myślę, że wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę ze znaczenia tych wyborów dla państwa i jego przyszłości. Dlatego panuje tak duże napięcie – opowiada nam o sytuacji w kraju Soso Czaczanidze, badacz zajmujący się regionalną polityką, absolwent studiów nad Europą Środkowo-Wschodnią i studiów euroazjatyckich na Uniwersytecie w Glasgow i Uniwersytecie Jagiellońskim.
Wątpliwości dotyczące wiarygodności Centralnej Komisji Wyborczej są uzasadnione
Prezydent Zurabiszwili twierdzi, że Gruzja „padła ofiarą nacisków ze strony Rosji”. Oskarżyła Gruzińskie Marzenie o stosowanie rosyjskiej propagandy w czasie wyborów, współpracę z Moskwą oraz uzyskanie wsparcia od kremlowskiego aparatu bezpieczeństwa.
Przedstawiciele partii opozycyjnych zapowiedzieli, że w ramach bojkotu nie przyjmą przysługujących im mandatów wyborczych, by „nie legitymizować nielegalnie wybranego parlamentu”.
„Wchodząc do parlamentu, niczego by nie zmienili. Przy takim wyniku wyborów partia rządząca będzie miała wystarczającą liczbę mandatów, aby zrobić wszystko, co zechce, z wyjątkiem zmiany konstytucji – podkreśla Mariam Nikuradze.
Opozycja domaga się ponadto zorganizowania nowych wyborów – tym razem pod międzynarodowym nadzorem.
„Nie byłyby one przeprowadzone przez CKW, która jest całkowicie kontrolowana przez rząd. Jeśli przyjrzymy się ostatnim zmianom związanym z Komisją i jej procedurami, okaże się, że ingerencja partii rządzącej w ciągu ostatnich kilku miesięcy tylko wzrosła. Myślę, że wątpliwości dotyczące wiarygodności CKW są uzasadnione – tłumaczy Soso Czaczanidze.
Przypomina również, że skala naruszeń wychodzi na jaw w miejscach, gdzie partia rządząca miała mniejszą kontrolę nad procesem głosowania.
W zagranicznych lokalach wyborczych Gruzińskie Marzenie otrzymało średnio nieco ponad 13 proc. poparcia. To kompromitujący wynik dla partii. Jasno pokazuje jej popularność w sytuacji, gdy nie ma odpowiednich zasobów administracyjnych, nie kupuje głosów i nie zastrasza ludzi – podkreśla.
W odpowiedzi na protesty oraz wątpliwości podnoszone przez społeczność międzynarodową gruzińska CKW zapowiedziała ponowne przeliczenie głosów w niektórych komisjach, a także wezwała prokuraturę do przeprowadzenia śledztwa w sprawie doniesień o nieprawidłowościach.
Społeczeństwo pokłada jednak niewielkie zaufanie w krokach podejmowanych przez organy państwowe.
Po pierwsze, nikt nie uwierzy wynikom rządowego śledztwa. Po drugie, nie chodzi o ponowne przeliczenie kart do głosowania – to niczego nie udowodni. Problemem są same listy wyborców i ich dowody tożsamości – zaznacza Mariam Nikuradze.
Tłumy Gruzinów wyszły na ulice Tbilisi. „Jasna wiadomość dla rządu”
Sytuacja polityczna w kraju wywołała również protesty społeczne. W poniedziałek (28 października) dziesiątki tysięcy Gruzinów zebrały się pod parlamentem, aby wyrazić sprzeciw wobec działań rządu i fałszerstw wyborczych.
Protest był z pewnością na tyle duży, aby wysłać jasną wiadomość do rządu i partnerów międzynarodowych. Myślę, że właśnie taki był jego cel. Dla wszystkich jest oczywiste, że jedna manifestacja nie zmusi Gruzińskiego Marzenia do rezygnacji ze swoich poczynań – zauważa Soso Czaczanidze.
Protest nie był tak liczny, jak te, które widzieliśmy wiosną tego roku, gdy setki tysięcy Gruzinów wyszły na ulice Tbilisi. Wówczas protestowali przeciwko kontrowersyjnej ustawie o zagranicznych agentach, przez krytyków nazywanej wprost „rosyjskim prawem”.
Nasz rozmówca zaznacza, że wynika to z kilku czynników – dnia roboczego czy spontaniczności samej reakcji.
Sam protest niekoniecznie był napędzany przez opozycję. Cała ta aktywność obywatelska była raczej oddolna. Ludzie nie podążali za określonymi liderami politycznymi – podkreśla również.
Wielkość protestu była bardzo ważna. Koniec końców okazał się on całkiem liczny. Mówimy o dziesiątkach tysięcy osób w samym Tbilisi. Ludzie wyszli na ulice, aby wyrazić przekonanie, że ich głosy nie zostały policzone prawidłowo, a wybory zostały sfałszowane – opowiada nam Mariam Nikuradze, która relacjonowała przebieg poniedziałkowych protestów w mediach społecznościowych.
Dziennikarka ocenia, że ruchy obywatelskie mogą wywrzeć ogromny wpływ na sytuację w Gruzji.
Obecnie na ulicach nic się nie dzieje, ale przypuszczam, że w pewnym momencie znów dojdzie do protestów. Efektem ostatnich kilku dni było to, że prokuratura zapowiedziała wszczęcie śledztwa. Jak już wspomniałam, ludzie nie mają zaufania do organów rządowych, ale jest to znak, że powszechna mobilizacja może przynieść skutki – wyjaśnia.
Rząd utrzymuje, że wybory były zgodne z prawem
W odpowiedzi na zarzuty czynione przez opozycję premier Irakli Kobachidze przekonywał na antenie , że „nieprawidłowości zdarzają się wszędzie” oraz że „wybory były zgodne z prawem i zasadami demokratycznymi”. Zapowiedział jednocześnie, że wszystkie zgłoszenia zostaną dokładnie zbadane.
Rządzący utrzymują, że wybory były wolne i uczciwe. Manipulują wieloma oświadczeniami międzynarodowych obserwatorów i kpią z ludzi oraz partii opozycyjnych, które twierdzą, że doszło do fałszerstwa. To ta sama strategia, którą stosowali już wcześniej – ocenia Soso Czaczanidze.
Nie powinniśmy liczyć na to, że rząd łatwo się podda – podkreśla nasz rozmówca. W jego ocenie dotychczasowe działania Gruzińskiego Marzenia świadczą o tym, że partia najprawdopodobniej nie ulegnie pod wpływem nacisków opozycji i ruchów obywatelskich oraz nie zgodzi się na ich propozycje.
Nie będą chcieli powtórzyć wyborów pod