To był jeden z piękniejszych momentów igrzysk olimpijskich na matach judo. Prisca Awiti Alcaraz, meksykańska zawodniczka, która w światowym rankingu zajmowała przed igrzyskami dopiero 18. miejsce, zdobyła srebrny medal w kategorii do 63 kg. Niewiele zabrakło jej do złota. Finał zaczęła od efektownej akcji, po której zdobyła prowadzenie. Nie zdołała go obronić, bo Słowenka Andreja Leśki po rzucie ocenionym na waza-ari i trzymaniu zakończyła przed czasem.
Meksykanka pokonała Polkę i się zaczęło. Obrzydliwy hejt Niemniej jednak srebro Meksykanki było ogromną sensacją. Zawodniczka uważana za autsajderkę zdobyła też serce publiczności w Paryżu swoim ofensywnym stylem walki. W dodatku przeszła do historii jako pierwsza Meksykanka, która zdobyła olimpijski medal w judo.
I pewnie nikt by w Polsce specjalnie sukcesu Awiti nie zauważył, gdyby Meksykanka po drodze do finału nie pokonała faworyzowanej Polki Angeliki Szymańskiej. Wtedy wylał się na nią hejt i to nie związany z tym, że Meksykanka wygrała z naszą reprezentantką.
Ponieważ Awiti nosi krótkie włosy, a jej uroda odbiega od klasycznych wzorców (jest córką Kenijczyka i Meksykanki) w mediach społecznościowych pojawiły się niedwuznaczne sugestie, że jest ona mężczyzną. Tyle wystarczyło.
Na domiar złego oliwy do ognia dolały osoby publiczne, takie jak poseł Prawa i Sprawiedliwości. Paweł Jabłoński: „A oto 'zawodniczka’, która pokonała dziś w judo reprezentantkę Polski – a potem zdobyła olimpijski medal. Co Państwo o tym sądzicie? (komentatorzy w TV nie odważyli się na jedno słowo krytyki – chyba boją się, że poniosą konsekwencje jak Przemysław Babiarz)” – napisał w mediach społecznościowych.
To, że w Polsce takie rzeczy się dzieją, to oburzające w podwójny sposób Na tę falę obrzydliwych wpisów zareagowała w końcu i Szymańska, która opublikowała a mediach społecznościowych specjalne oświadczenie: „Nie akceptuję i nie popieram żadnych form hejtu, który spływa na moją przeciwniczkę. W jej przypadku wszelkie oskarżenia i insynuacje są nietrafione. Znamy się od lat, trenujemy razem na campach międzynarodowych i wiem, że Prisca jest pracowitą i zdeterminowaną kobietą, która w pełni zasłużyła na swój wczorajszy sukces” – napisała judoczka.
To, że w Polsce odzywają się głosy kwestionujące płeć Meksykanki, jest podwójnie smutne i oburzające. Przecież przerabialiśmy podobne historie i z naszymi reprezentantkami. Tu warto przypomnieć przede wszystkim Ewę Kłobukowską. Nasza znakomita lekkoatletka mogła zostać jedną z największych gwiazd wszech czasów w tym.
W 1964 roku jako osiemnastolatka sięgnęła po olimpijskie złoto w sztafecie i brąz w biegu na 100 metrów. Rok później w Pradze ustanowiła rekord świata na 100 metrów. W 1966 r. podczas mistrzostw Europy w Pradze zdobyła złoto w biegu na 100 metrów, srebro na 200 m i złoto w sztafecie 4×100 m. 20-latka była gwiazdą lekkoatletyki pierwszej wielkości i miała wielką karierę przed sobą.
Niestety, podobnie jak Awiti nosiła krótki włosy i nie była klasyczną pięknością. Przede wszystkim jednak za szybko biegała i to był naczelny zarzut. Choć wcześniej nie było żadnych wątpliwości, co do kobiecości Polki, została ona poddana ponownym badaniom genetycznym na wniosek działaczy z RFN i ZSRR, którym nie podobało się jej dominacja w sprincie.
W wyniku analiz ustalono, że Kłobukowska ma rzadką konfigurację chromosomów XXY i nie może występować w rywalizacji kobiet. Była to decyzja krzywdząca, bo wartość naukowa tekstów, jakie zastosowano, budziła duże wątpliwości. Tym bardziej że rok później zaszła w ciążę i urodziła syna. To dla działaczy nie był wystarczający test na kobiecość.
Rekordy Kłobukowskiej zostały wykreślone z tabel, ale jej dorobek medalowy nie został naruszony. Polacy zakwestionowali płeć rywali Polki Podobna historia wydarzyła się na igrzyskach w Berlinie 88 lat temu. Wtedy jednak Polacy wzięli na siebie rolę oskarżycieli. Chodziło o rywalizację w sprincie na 100 metrów między Polską Stanisławą Walasiewicz i Amerykanką Helen Stephens.
Polka była mistrzynią igrzysk z Los Angeles, ale w Berlinie przegrała w z Amerykanką, która ustanowiła nowy rekord świata. Po zawodach polski korespondent „Kuriera Porannego” z igrzysk w Berlinie zaczął kwestionować płeć złotej medalistki. Międzynarodowy Komitet Olimpijski poczuł się nawet zmuszony, by sprawę wyjaśnić.
Amerykanka została oczyszczona z zarzutów, a wychodzący w stanie Pensylwania dziennik „Harrisburg Telegraph” zadzwonił nawet do matki sprinterki, by uzyskać jej opinię. – Helen jest z pewnością dziewczyną. I lepiej, żebym nie powiedziała, co myślę o kimś, kto postawił jej zarzuty. Nikt inny przez całe jej życie nie miał żadnych wątpliwości – powiedziała matka Helen Stephens gazecie.
Po latach kontrowersje, co do płci wybuchły w sprawie Walasiewicz. Polka zginęła tragicznie postrzelona w trakcie napadu na dyskont w Cleveland 4 grudnia 1980 r. Sekcja zwłok wykazała, że była w stanie zwanym mozaicyzmem, w którym miała i żeńskie, i męskie chromosomy.
„Miała malutkiego penisa i jądra, ale nie miała żeńskich organów. Cały czas, gdy Walsh [pod takim amerykańskim nazwiskiem zaczynała karierę Walasiewicz – red.] ustanawiała 11 rekordów świata, wygrywała 41 tytułów akademickiej mistrzyni USA i dwa olimpijskie medale, była ona – według obecnych przepisów – mężczyzną” – pisze David Walleschynsky.
Wracając do Stephens, to jej uroda miała podbić serce kanclerza Niemiec Adolfa Hitlera, który trzy lata później wywołał najkrwawszą wojnę w historii świata. Amerykanka tak opisuje spotkanie z igrzysk w Berlinie: „Podszedł i wykonał nazistowski salut. Uścisnęłam mu dłoń w starym stylu z Missouri. Wtedy ruszył do bezpardonowego ataku. Złapał mnie za tyłek i zaczął ściskać, szczypać i przytulać.
I powiedział: 'Jesteś prawdziwym aryjskim typem. Powinnaś biegać dla Niemiec’. I po tym, jak mnie obmacał i zrobił pełny masaż, zapytał jeszcze, czy chciałabym spędzić weekend w Berchtesgaden”. Stephens odmówiła. W Berchtesgaden Hitler miał swoją rezydencję w latach 1934-45.